Czechy i Słowacja - część 2

Część druga, czyli Słowacja

W tej części podróży zamieszkaliśmy na początku w miejscowości Lúčki i trochę zwolniliśmy.

Zaczęliśmy pobyt dniem leniuszka, w którym oglądaliśmy (z bardzo bliska) wodospad, jedliśmy pizzę, a dziewczyny znalazły w restauracji kącik dla dzieci, którego szukały dotąd bezskutecznie od początku wakacji.



Wybraliśmy się na wyprawę niebieskim szlakiem po Prosieckiej dolinie. Wyruszyliśmy z miejscowości Prosiek, po czym dwie godziny wchodziliśmy, ponad półtorej schodziliśmy, a po drodze były korzenie, głazy, mostki nad strumieniem, a nawet przejście przy skalnej ścianie z pomocą liny. Nie doszliśmy do jakiegoś szczególnego punktu, ani nie widzieliśmy spektakularnych widoków, ale wszyscy poczuliśmy tę trasę w nogach :)






Niektórzy kąpali się nawet w basenie termalnym w Termální Pramen Medokyš. Zrobiliśmy też sobie wycieczkę na Chopok, gdzie wjeżdża się dwiema kolejkami, kanapową i gondolą. Na samej górze zjedliśmy pyszny obiad z widokiem na góry i ja z M (po kolei) weszliśmy na sam szczyt po skałach (dziewczyny nie miały zupełnie ochoty). Na Chopoku jest nawet hotel, położony najwyżej w tej części Europy. Po wizycie na Śnieżce pozytywnie nas to zaskoczyło.



Jeden cały dzień spędziliśmy w Besenovej na basenach, zjeżdżalniach i pontonach w parku wodnym.

Gdy wyjechaliśmy z naszej miejscowości Lúčki, pojechaliśmy nad Jezioro Szczyrbskie (Štrbské), a dziewczyny, choć niechętne do kolejnych wycieczek, ostatecznie tak świetnie bawiły się w kąciku dziecięcym w restauracji, aż nie chciały wychodzić. Potem odwiedziliśmy Starý Smokovec, gdzie spędziliśmy fajnie czas w Trickolandii, robiąc mnóstwo zdjęć i sprawdzając, jakie efekty daje perspektywa obrazów.





A z Tatrzańskiej Łomnicy takie malownicze widoki na góry... 

Wreszcie przejechaliśmy granicę i noc spędzaliśmy już w Tyliczu, gdzie zostaliśmy na ostatnie dni. Miło było nie musieć się już zastanawiać na bieżąco, jak najlepiej się dogadać, nieporadnie mieszając polski z czeskim i slowackim, wtrącając gdzieniegdzie angielskie słówka 🤭

Zrobiliśmy sobie oczywiście wycieczkę do Krynicy Zdroju. Dziewczynom wypożyczyliśmy gokarty, niestety Ola była zawiedziona, że trzeba cały czas pedałować, bo ona wolałaby, żeby gokart był magiczny... Zjeżdżaliśmy też torem saneczkowym, tak jak kiedyś w Karpaczu.

Poza tym podjechaliśmy do Muszyny, gdzie spędziliśmy sporo czasu w Ogrodach sensorycznych z widokiem na miasto i zapachem lawendy w powietrzu.





Mieliśmy oczywiście kilka dramatów dziecięcych, czasem marudzenie jeszcze przed wyjściem z domu, domaganie się lodów od razu po wyjściu (lub jedzenia tuż po jedzeniu), pójścia do łazienki tam, gdzie jej nie było itd. Trochę nam brakuje tej łatwości, zwłaszcza na wakacjach, no ale może my za dużo chcemy?

--

Z zabawnych rzeczy: Ola nie mogła się oderwać od straganów z pamiątkami i powybierała dużo rzeczy, które jej się podobają, żeby koniecznie wpisać je wszystkie na listę prezentów, które będzie mogła dostać na urodziny. Co chwilę przypominała sobie coś nowego i upewniała się kilka razy, że wszystko zapisałam i że przekażę gościom. Priorytety... Poza tym trochę marudziła, że na gokarcie trzeba pedałować, bo miała nadzieję, że jest magiczny i jedzie sam. Wzrusza nas też jej pamięć złotej rybki - potrafi chwilę po zjedzeniu lodów zapytać na serio "a czy my dziś jadłyśmy coś słodkiego?".

Komentarze