Czechy i Słowacja 2022 - część 1

Część 1., czyli Czechy

W tym roku zaplanowaliśmy wakacje w Czechach i na Słowacji (bo chłodniej niż na południu Europy, a taniej niż w Skandynawii). Bez konkretnego planu i spinania się, żeby koniecznie wykorzystać każdy wolny dzień. 
Daliśmy sobie poniedziałek na spokojne spakowanie rzeczy i dokupienie kilku drobiazgów. I to był świetny pomysł, bo podzieliliśmy zadania, tak że team K+O piekł babeczki i sprzątał mieszkanie, a team M+E robił zakupy i zalatwiał to, co trzeba było ogarnąć przed dłuższym wyjazdem. 
Poprzedni dzień natomiast spędziliśmy też na ważnych rzeczach, tzn jedni na nauce i planowaniu wyprawy, a inni na odwiedzeniu rodziny na działce. Wszyscy zadowoleni 😉

Pojechaliśmy najpierw do Hradec Kralove. Pierwszego pełnego dnia wybraliśmy się na spacer wzdłuż Łaby i po mieście. Odwiedziliśmy m. in. dwa rynki z okresu międzywojennego, Masarykowo namesti i Batkowo namesti, i kupiliśmy lody po czesku (płacąc banknotem 2000 Kc prosto z bankomatu). Weszliśmy też na wieżę widokową z widokiem na cały Hradec. Wejście odbywa się wygodnie po nowych schodach, po drodze na górę stoi kilka ekranów multimedialnych z grami, filmami, które zaciekawiły dziewczyny na dłuższą chwilę, a za pomocą starych i współczesnych zdjęć oraz szkiców są pokazane zmiany okolicy po każdej z czterech stron od 1900 roku i przewidywany wygląd w 2100.

 



Kolejnego dnia wybraliśmy się na wieżę widokową w Karkonoskim Parku Narodowym zwaną Ścieżką w koronach drzew. Wygodnie się wchodzi, możnaby spokojnie wybrać się tam (z) wózkiem, a na górze jest opcja zjazdu na sam dół zjeżdżalnią. Dziewczyny bardzo chciały skorzystać, ale uznaliśmy, że za bardzo by się bały, a odwrotu przecież nie ma. Za to na końcu jest restauracja z wyczekanym (choć nie najwspanialszym) jedzeniem, a obok świetny drewniany plac zabaw, gdzie można się wspinać, bujać, skakać, a nawet karmić kozy specjalnymi kozimi chrupkami z automatu. 




Spore wrażenie zrobiło na nas Skalne Miasto, z ciekawą i zróżnicowaną trasą wśród olbrzymich skał. Piękne jeziorko, dużo schodów, wąskie przejścia, skały w ciekawych kształtach (Fotel babci, Dzban, Kochankowie, Słonie i wiele innych). Wspinaliśmy się dzielnie, dziewczyny nawet niedużo marudziły, a trasa była ciekawa, przez co dość wymagająca.





Opuszczając Hradec, wstąpiliśmy do Pardubic, skorzystać z parku wodnego. Dziewczyny poszły z M i trochę się bały zjeżdżalni, ale wyszły zachwycone i dumne, że pływały "same", "bez koła", tylko w rękawkach i bez pomocy :)
W tym momencie umieliśmy już dogadać się w restauracji łamanym czeskim na tyle, żeby zamówić jedzenie, zapłacić, poprosić o zapakowanie reszty na wynos. Odwiedziliśmy też zamek w Pardubicach, gdzie po dziedzińcu chodziło kilkanaście pawi, niektóre z młodymi.


Dotarliśmy do Pragi, gdzie było znacznie tłoczniej, a my zamieszkaliśmy przy dość ruchliwej ulicy w Praha 1, tak że na noc trzeba było zamykać okna. Za to mieliśmy dość blisko, żeby sporo chodzić pieszo.
Odwiedziliśmy muzeum klocków LEGO, gdzie oglądaliśmy nieprzebrane ilości klocków z różnych lat i przeróżnych zestawów, a wszystkie należące do jednego pasjonata. Aż trudno uwierzyć. Niektóre zestawy składały się ze 120 tys. elementów i ich układanie szacowano na ponad 150 godzin. Dziewczyny były zachwycone i chciały natychmiast iść do sklepiku, żeby kupić "to wszystko!", co ostatecznie nie okazało się możliwe, bo w sklepiku można było płacić tylko gotówką, co nas skutecznie zniechęciło.





Postanowiliśmy również wybrać się na wycieczkę po mieście busem turystycznym z audioprzewodnikiem, a potem po Wełtawie statkiem pasażerskim z 1911 roku. 




Odwiedziliśmy też Hradczany, raz w trakcie wycieczki busem turystycznym, a potem sami samochodem, żeby wejść (znowu!) na wieżę widokową i do muzeum Karela Zemana, który jest znany w kinematografii z wyjątkowych efektów specjalnych i filmów dla dzieci. W muzeum sa odtwarzane fragmenty filmów, pokazujące jego sztuczki, można przejść według scenariuszy dwie gry dla dzieci, można też w wypróbować kilka maszyn na sobie, a na końcu nagrać film ze swoim udziałem i wysłać go sobie na maila! 
Obok wieży widokowej weszliśmy też do labiryntu lustrzanego, gdzie na końcu uśmialiśmy się, przeglądając się w różnych krzywych zwierciadłach. 




Kolejny przystanek to Czeskie Budziejowice, gdzie spaliśmy dwie noce i udało nam się trafić na fajny apartament z wielką wanną i antresolą (i niestety też ze skosami). 
To miasto z (podobno) największym kwadratowym rynkiem w Czechach, mniejsze (100 tys. mieszkańców) i spokojniejsze ale bardzo ładne. Wieczorem zrobiliśmy spacer do parku, więc dziewczyny wreszcie mogły się pobawić na placu zabaw, a w drodze śledziły trasę wytyczoną przez google na mapie i sprawdzały, czy dobrze idziemy. Wracając, trafiliśmy też na fragment plenerowego koncertu w ramach festiwalu jazzowego. 



Podjechaliśmy też do pięknego Czeskiego Krumlova. Oglądaliśmy zamek, wspaniałą panoramę, zagrodę z dwoma niedźwiadkami, przeszliśmy się po uliczkach, zjedliśmy znów regionalne dania na obiad. Miasto jest na tyle małe, że wszędzie łatwo dojść, jedynym utrudnieniem mogą być zmiany wysokości, np. do kościoła jest cały czas pod górkę ;) 





Wyjeżdżając już z Czech, wstąpiliśmy jeszcze zobaczyć zamek w mieście Lednice. Trzeba przyznać, że wygląda naprawdę jak zamek z bajki, ale ta wycieczka nas zmęczyła bo akurat tego dnia temperatura sięgała 32 stopni, więc musieliśmy chować się w cieniu wielkich żywopłotów w zamkowym ogrodzie. 

--

Niezmiennie bawi nas język czeski. W drodze czytaliśmy sobie rozmówki i dziewczyny bardzo szybko podłapały kluczowe słowa, przede wszystkim hranolky. 
To, że najlepsze są w Czechach "czerstwe" produkty, to wiadomo. Ale w innych sytuacjach odnajdywaliśmy też różne zabawne dla nas słowa. Za naklejanie ogłoszeń grozi "pokuta", rosół (a raczej vyvar z kury) jest "silny". A "dobra kava" jest po prostu... dobra ;) 

Komentarze