15. sierpnia rano wyjechaliśmy na przedłużony weekend nad morze. Odwiedziliśmy Gdańsk, Sopot i na chwilę nawet Gdynię, a cały wyjazd sponsorowało hasło „relax” :)
Okazało się, że z naszego hotelu mamy ponad godzinę spaceru do morza, ale zgodnie z opisem bardzo blisko do SKM.
Ten hotel podobał mi się najmniej z całego wyjazdu (mały, ciemny pokój z łóżkami pełnymi złych drewnianych kantów). Ale przynajmniej śniadania były w miarę w porządku. Zresztą wybierałam noclegi pod kątem dostępności w obliczu koncertu i pod kątem ceny, więc nie ma co narzekać.
Poza spacerami nad morze chodziliśmy dużo w różne strony.
Zwiedzaliśmy Gdańsk, gdzie trafiliśmy na Jarmark św. Dominika, z mnóstwem straganów i jeszcze większą liczbą ludzi. Wzięliśmy udział w grze miejskiej z trudnymi pytaniami, gdzie wygraliśmy całkiem zacne frisbee. Widzieliśmy katedrę mariacką, która jest największą ceglaną świątynią na świecie i może pomieścić 20.000 osób (!), i do której wstęp jest płatny (no do czego to doszło!). Weszliśmy tam na wieżę po ponad 400 stopniach – panorama jest naprawdę przepiękna.
Skorzystaliśmy też z najnowszej gdańskiej atrakcji – koła widokowego. Kołysanie się w gondoli ponad dachami i podglądanie osób skaczących na bungee z podobnej wysokości to dość niecodzienne wrażenie. Ale osobiście wolę widoki z wieży.
Skorzystaliśmy też z najnowszej gdańskiej atrakcji – koła widokowego. Kołysanie się w gondoli ponad dachami i podglądanie osób skaczących na bungee z podobnej wysokości to dość niecodzienne wrażenie. Ale osobiście wolę widoki z wieży.
W niedzielę pojechaliśmy do Sopotu, przy molo pożyczyliśmy rowery i w kilka minut udało nam się dojechać do Gdańska fajną ścieżką wzdłuż plaży. Bardzo fajnie spaceruje się tą promenadą, a ścieżki nadają się nawet do jazdy na rolkach. Na obiad poszliśmy plażą do Gdyni Orłowo. Z drogi zrobiliśmy zdjęcie z widokiem na „nasz” klif i okazało się, że w okolicy są też Marysia i Arek :) Z nimi zjedliśmy obiad i deser przy plaży w Orłowie (chociaż jest tam tylko jedna rybia restauracja i jedzenie nie było najlepsze) i pieszo wróciliśmy do Sopotu.
We wtorek opalaliśmy się na plaży i rzucaliśmy frisbee, które w nadmorskim wietrze latało gdzie chciało :) Przeszliśmy się na spacer do Jelitkowa, gdzie zjedliśmy obiad i spotkaliśmy się z Olą, koleżanką M. A wieczorem poszliśmy na koncert Justina na PGE Arenie! Bałam się, że będą same nowe piosenki, ale zagrał wszystkie znane hiciory w fajnych aranżacjach, a ciemny stadion z mnóstwem latarek i serduszek z „We love you Justin” zrobił mega wrażenie.*
Trzeba będzie chyba teraz wziąć się porządniej za sport.
A dzisiaj na koniec wyjazdu spędziliśmy trochę czasu w Parku Oliwskim, gdzie akurat przygotowywano scenę na festiwal Mozartiana i muzycy grali freestyle na temat różnych klasycznych kawałków.
W kilku słowach - relaks, dużo chodzenia, wiele podróży pociągami, poszukiwanie słońca i docenianie praktyczności nowych kurtek i dopiero-co-kupionego plecaka.
* A ja i tak bardziej cieszę się na koncert Buble’a w Krakowie :)))
Komentarze
Prześlij komentarz