Faltom, Kaszuby

Weekend majowo-czerwcowy spędziliśmy na Kaszubach w hotelu Faltom. Bardzo ładnie położony obiekt, zadbany, czysty, z basenem i dużym, dobrze przygotowanym terenem oraz z pysznym jedzeniem. Moglibyśmy właściwie zostać przez tych kilka dni na terenie obiektu i każdy miałby co robić. Prawie każdego dnia jednak wybieraliśmy jakąś atrakcję, która zajmowała nam czas między śniadaniem a obiadokolacją.



Odwiedziliśmy park ewolucji, gdzie zapoznaliśmy się z codziennością homonidów, podziwialiśmy wielkie figury dinozaurów i mamutów, jeździliśmy kolejką, pojazdem Flinstonów i oglądaliśmy (dwa razy!) film w 7d, z okularkami, bryzą i chlapiącą wodą. Dziewczyny były też z M na pokazie 7d o klątwie faraona i chcieli nawet pójść drugi raz, ale wtedy zepsuł się podnośnik i kolejne pokazy się już nie odbyły.






Byliśmy też w średniowiecznej osadzie Sławutowo, gdzie z zaciekawieniem słuchaliśmy opowieści panów przewodników w strojach z epoki. Opowiadali o realiach życia, o chatach bez grama gwoździ, za to z kozami w środku (gdy było zbyt zimno i ogacanie nie wystarczało), o narzędziach z drewna, o sposobach wydrążania dziur pierwszymi udarami, o czasochłonnym snuciu nici w wolnym czasie, np. podczas wypasu zwierząt, o tkaniu na krośnie i szyciu ubrań (jedno ubranie to miesiąc pełnoetatowej pracy z nadgodzinami), o polowaniu i łowieniu ryb wiklinowym koszykiem, o bóstwach i sposobach chrystianizacji, o krzemieniach odpędzających pioruny, no i o ziołach, w których działanie wierzono z braku NFZ-u... Ogólnie dużo bardzo ciekawych informacji. Można też było wziąć udział w warsztatach (wybraliśmy pisanie na skórze i tkanie), kupić podpłomyki z paleniska, a dzieci dostały mapę labiryntu z misją odszukania ciekawostek o zwierzętach. Polecamy to miejsce - bardzo ciekawe.









Wybraliśmy się też pociągiem ze Swarzewa na Hel. Tym razem nie było przesadnie dużo ludzi i nie wiało tak strasznie. W fokarium dowiedzieliśmy się dużo o fokach i oglądaliśmy ich karmienie połączone z treningiem, a potem poszliśmy na spacer do samego początku Polski.



Tylko jeden dzień spędziliśmy na plaży w Karwi, ale okazało się to wystarczające. Woda w otwartym morzu miała tylko kilka stopni, a w zatoce była cieplejsza ale za to brudna.
Zmieściliśmy w każdym razie w naszym programie trochę zabaw w piasku i trochę opalania - oba zaliczone.

Nasze dzieci codziennie fajnie bawiły się z całą ekipą (do późna) w ogrodzie, biegając boso po trawie i szalejąc przy basenie, na mini plaży, na trampolinie i huśtawkach, a ostatniego dnia skorzystały nawet z sauny. Miały dużo towarzystwa, zresztą tak jak dorośli 😉
My też spędzaliśmy wieczory na długich rozmowach, a w międzyczasie rozegraliśmy turniej badmintona (M zajął zaszczytne 3. miejsce!).

Właściwie dołączyliśmy się na ten wyjazd do znajomych, którzy przygarnęli nas do swojej ekipy, i bardzo miło spędziliśmy z nimi czas. (Choć nie powiem, żebyśmy zdążyli się zorientować dokładnie, kto jest z której rodziny i które dzieci są czyje... Za dużo nowych twarzy, a w dodatku jedni dojeżdżali później, inni wyjeżdżali wcześniej, więc dużo zmiennych). W każdym razie mieliśmy komfort bycia częścią ekipy, ale też swobodę spędzania czasu we czwórkę, M trochę pracował na początku, potem już odpoczywał i biegał z nowymi kolegami, ja doceniam czas na czytanie i na interakcje z nowymi ludźmi, dzieci zachwycone zabawami, basenem, plażą i lodami codziennie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ateny

Roczek Emilki

Bieszczady 2023