Ciechocinek - Toruń - Bydgoszcz

Długi weekend czerwcowy spędziliśmy na wycieczce do i w okolice Torunia.

Najpierw wstąpiliśmy do Ciechocinka, ponieważ nigdy nas tam nie było. Szczerze mówiąc, spodziewałam się cichego miasteczka nastawionego na odpoczynek seniorów i różne zabiegi. Rzeczywistość okazała się pełna turystów, knajp z kebabem i frytkami oraz straganów dudniących w rytmie disco-polo. Obeszliśmy całe "centrum" w pół godziny, zwiedziliśmy dwa parki i wdarliśmy się bokiem na chodnik wzdłuż tężni, który, jak się okazuje, jest płatny, w święta nawet więcej niż normalnie. No ale taki urok miasteczka, które ma tylko solankę i tych turystów, którzy mogą trochę zaszaleć na urlopie w uzdrowisku. 




Na obiad, z braku innych perspektyw, pojechaliśmy do Torunia, a potem do naszego hotelu. Mieszkaliśmy w uroczym miejscu, nazwanym Pałacem Romantycznym, kilkanaście km od Torunia. Z tyłu hotelu jest spory teren parkowy z jeziorkiem, altankami, sceną plenerową i własną kapliczką, w której odprawiane są śluby. Obiekt jest pięknie odnowiony i ma wszystko, czego można oczekiwać, w tym strefę spa, mini siłownię, korty, a idąc do pokoju można się prawie zgubić w przejściach i korytarzach.
Ach, i na śniadanie podają wędliny własnego wyrobu, jajecznicę z wiejskich jajek i inne pyszne lokalne produkty. Poezja :)
Całe szczęście, że przed przyjazdem w takie miejsce M wpadł na pomysł umycia auta, bo tak się spodobało ptakom, gdy stało w Toruniu pod drzewem, że aż wstyd się takim gdzieś pokazać. Na szczęście 2 złote na stacji rozwiązało problem. 



Na piątek zaplanowałam kilka atrakcji i od rana zwiedzaliśmy Toruń z przewodniczką, która opowiadała dużo ciekawych rzeczy. Niestety nadmiar słońca, stania i chodzenia grupą trochę źle wpłynął na moje samopoczucie - dobrze, że M uratował mnie lodami :D 

 





Po obiedzie popłynęliśmy statkiem po Wiśle. Ja się relaksowałam i robiłam zdjęcia, dzieci debatowały, którą kulkę chciałyby wylosować z maszyny, gdyby dostały od rodziców te 5 złotych, a M uciął sobie drzemkę :)



Wieczorem pierwszy raz byliśmy na wyścigach żużlowych na toruńskim stadionie. A potem rzutem na taśmę zdążyliśmy na kolację wybrać się na pierogi na starym mieście.


W sobotę rano trafiliśmy na piknik na trawie, który akurat zorganizowano na rynku nowomiejskim. Kupiłam tam piękną maskotkę-poduszkę, pierwszy prezent dla Dzidzi*. Zwiedziliśmy też ruiny toruńskiego zamku krzyżackiego.

 

 

A potem piekliśmy własne pierniki w Muzeum Piernika, a M nawet uczestniczył w produkcji piernikowego ciasta jako "ten najsłuszniejszego wzrostu młodzieniec". 





Po obiedzie pojechaliśmy sobie "przejazdem" do Bydgoszczy, gdzie zjedliśmy bardzo dobry obiad w Karczmie Młyńskiej i obeszliśmy wyspę Młyńską, a także kilka obiektów moim zdaniem trochę sztucznie podniesionych do rangi lokalnych atrakcji.






Z poczynionych obserwacji warto wspomnieć, że w Toruniu ciężko dojechać samochodem i zaparkować w okolicy starego miasta, są różne podstrefy parkingowe, a opłaty za parking ściągają nawet w soboty, o czym niestety nie wiedzieliśmy.
Poza tym to normalne, że trzy razy dziennie można jeść lody, kupowane w olbrzymich porcjach, a M je czasem posiłki całkiem niezawierające mięsa i jest nimi usatysfakcjonowany ;)

Dużo chill-u, relaksu, ale też dużo aktywności i ciekawych wrażeń. Polecam :)

* O Dzidzi opowiemy innym razem :)

Komentarze