Małże i kraby

 
W sobotę z okazji piątkowych walentynek wybraliśmy się na drugi koniec miasta do jednej z najlepszych włoskich knajp w Warszawie (Il Caminetti). Owoce morza w oliwie były bardzo smaczne, choć kilku nie udało mi się rozpoznać. Najlepsze były mięsiste, duże krewetki  i krab. M zaufał raczej włoskim wędlinom, czego można się było spodziewać ;) Makaron z cukinią, i zamówiony przez M stek, w towarzystwie wina domowego, również były pyszne. Dużo oliwy, podpłomyki, miła obsługa, atmosfera chill-u, a obok dyskusje prawdziwych Włochów. Póki co rozumiem z nich tylko si, si, prego i uno telefono ale mam nadzieję wkrótce bardziej się w tej dziedzinie rozwinąć ;)


Wieczór był bardzo miły, urozmaicony luźnymi konwersacjami na temat planów, mieszkań, biznesów, no i (niestety) wywalaniem różnych rzeczy na obrus, przeze mnie oczywiście.

Wczoraj z kolei przez większą część dnia byliśmy u babci w Zatorach. Miło spędziłam czas, pierwszy raz rozmawiając dłużej z Elwirką, a potem M wymyślił jej znakomity pomysł na konkursową pracę na temat wulgaryzmów. Trochę przysypialiśmy na kanapie, a Artur zaległ nawet na dwie godziny, ale to zdarza się nam prawie zawsze - chyba kwestia tamtejszego innego powietrza ;)

Nasze wymagania odnośnie przyszłego mieszkania zmieniają się z dnia na dzień. Nowe, stare, droższe na dłużej, tańsze do odsprzedania za kilka lat, wykończone do zamieszkania, zaniedbane do remontu i wykończenia, w starym bloku, w nowym, przy metrze, przy planowanym metrze, niedaleko rodziców - no są setki kombinacji. Cziksa już ma nas chyba dość, bo stale zawracamy jej głowę pytaniami i ofertami do przejrzenia. Ale to nie jest takie proste, jak by się wydawało. Dobrze, że mamy podobne zdanie i podejmiemy wspólną decyzję ;)

Komentarze