Dolny Śląsk 2022

W połowie maja wybraliśmy się na bardzo zasłużony odpoczynek na Dolny Śląsk. Zatrzymaliśmy się w Villi Greta we wsi Dobków. Bardzo polecamy to miejsce, polecamy też ogólnie wakacje typu slow.
Trzeba przyznać, że ostatnio rzadko jeździmy po Polsce. Raczej z tego powodu, że niewiele mamy okazji do wyjeżdżania, ciężko zgrać to z pracą itd. A bardzo nam tego brakowało.

Zamieszkaliśmy w Villi Greta, która ma swoją ciekawą historię i jest miejscem polecanym na wyjazd typu slow. Bogate śniadania, opcja zamówienia obiadów na miejscu, mnóstwo zieleni i atrakcje dla dzieci w ogrodzie. Jest miejsce na odpoczynek, na obiad w altance i na wieczorne ognisko. Przy pięknej pogodzie to wymarzone miejsce na spokojne spędzenie kilku dni. (Chyba że akurat przyjedzie grupa dzieci na zieloną szkołę - wtedy znacznie mniej spokojne...). 






Sama wieś Dobków jest szczególna i inna niż te wsie, które znamy. Kilka lat temu została wyróżniona jako najpiękniejsza gmina Dolnego Śląska. Jest usytuowana wzdłuż rzeki, na pagórkowatym terenie, obsadzona kwiatami i ma nawet bocianie gniazdo ;) We wsi są 3 pracownie ceramiczne, więc można wejść na podwórko bez zapowiedzi, pooglądać prace i pogawędzić z właścicielką, która zadziwia talentem i skromnością, mówiąc o sobie "eee, jaka artystka... lokalny twórca". Wzięliśmy udział w grze terenowej, która oprowadziła nas po okolicy, prowadząc m.in. przez Zagrodę Sudecką, kościół i punkty widokowe. 





W jedyny deszczowy dzień odwiedziliśmy kopalnię w Kowarach, a konkretnie sztolnię 19A. Przewodnik pod ziemią opowiadał nam o trudach wydobycia uranu, o używanych akcesoriach i fałszowanych rosyjskich mapach, o uzdrowisku, które przez pewien czas tam prowadzono, a nawet o dezorientacji w absolutnej ciemności. Historia wyzysku i chorób, ciemność rozpraszana latarkami, 90-kilku procentowa wilgotność, dziury w ścianach, pozostałości zardzewiałych leżaków i widok 240 m szybu zalanego wodą - razem robią wrażenie. Trzeba przyznać, że dość ponure. Dzieci trochę się nudziły, mimo że dostały swoje latarki. Może dlatego, że nie mogły gadać :D




Odwiedziliśmy Świerzawę, gdzie kupiliśmy znaczki, ale nie zdołaliśmy znaleźć cukierni, ani w ogóle zbyt wielu miejsc czynnych o 17:00. #Problemy_pierwszego_świata

Przeszliśmy się lasem do nowej wieży widokowej w miejscowości Gozdno (445 m n.p.m.) i podjechaliśmy pod Organy Wielisławskie (dosłownie, podjechaliśmy pod samą skałę samochodem...).
W lesie udało nam się nawet spotkać dwa zaskrońce i znaleźć trochę skarbów.





Byliśmy też w Jaworze (szukaliśmy tych "Jaworowych ludzi", którzy "budowali mosty") ;) a potem w Złotoryi. 
W Jaworze odwiedziliśmy kościół Pokoju, który robi wrażenie setkami ilustracji na czterech kondygnacjach i na kasetonach na suficie. Jest wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO, ma 6 tysięcy miejsc, a jego konstrukcję tworzy drewno, słoma i piasek. Chcieliśmy też wejść na wieżę widokową w Zamku, ale okazała się jeszcze zamknięta, więc tylko zerknęliśmy na wystawę malarstwa, którą pani udostępniła nam jeszcze przed otwarciem. Znaleźliśmy za to miłą kawiarnię z kącikiem dla dzieci, gdzie M próbował kawy dalgona, a my trzy musujących soków jabłkowych.

W Złotoryi byliśmy już krótko (dzieci ledwo wytrzymały kolejną atrakcję...), ale miasto zrobiło na nas wrażenie estetycznego, zadbanego i żyjącego wieloma sprawami.
 



Wakacje z dziećmi nie przestają nas zaskakiwać pod względem utrudnień. Można odnieść wrażenie, że dziewczyny ciągle czegoś chcą, ale akurat nie tego, co się w danym momencie dzieje. Na śniadaniu już chcą iść na plac zabaw do ogrodu. Na placu skarżą się, że "coś by chciały porobić". Pytają, kiedy zupa, bo potem chcą dostać lody. Ale zupa im nie smakuje, więc jedzą ją prawie obrażone przez pół godziny. Nudzą się, ale na wycieczkę nie chcą jechać. W samochodzie już wyciągają tubki owocowe, bo są głodne. Ledwo wyjdziemy z auta, chcą do łazienki. Za chwilę znowu są głodne ("ja już pół godziny nie jadłam!"). Przejdą kawałek chodnikiem ("w co się pobawimy?") i już chciałyby wracać do domu, bo nie mają siły. Idziemy obejrzeć kościół - chcą iść na plac zabaw. Wychodzimy z kościoła kwadrans później - nie chcą już na plac bo zmęczone. Wchodzimy do kawiarni na lemoniadę, a E już pyta, kiedy będą "oglądać!" bajki. W aucie siedzą spokojnie tylko jak słuchamy audiobooków z opowiadaniami, albo gdy wymyślają rymy o kupie dupie. A na koniec mówią, że nie robimy w ogóle tego, co one by chciały i wszystkie atrakcje są dla rodziców! 

Pogoda bardzo nam się udała, bo nie było już tak zimno jak na początku wiosny (nawet wieczorami), ale też można było wygodnie chodzić w słońcu, które jeszcze tak nie prażyło. Poza tym majowa zieleń i rzepak na polach bardzo nas oczarowały estetycznie. 


Drugą część wyjazdu spędziliśmy we Wrocławiu.
Byliśmy tam ostatnio w 2012 roku, więc bardzo dawno ;)

Zrobiliśmy wycieczkę po mieście, odwiedziliśmy ogród botaniczny, salę zabaw, kilka lodziarni, a nawet każde z nas spotkało się ze swoim wrocławskim znajomym/znajomą :)





Do domu wróciliśmy z nowymi wspomnieniami, z doświadczeniem kilku trudnych momentów i nowymi rozwiązaniami, a także z dobkowską ceramiką. Fajne wakacje.

Komentarze