Morze i zamki krzyżackie

W końcu przyszło lato, wzięliśmy więc urlop i pojechaliśmy na wycieczkę krajoznawczą. 

Białogóra - mała wioska nad morzem, gdzie jest długa plaża z jasnym drobnym paskiem i nawet kilka miejsc z dobrym jedzeniem i pysznymi lodami własnej produkcji. Nowym deptakiem idzie się przez las około kwadransa, ale można też wypożyczyć rower, gokarty, albo od biedy przejechać się wozem konnym. Można też wybrać dłuższą drogę przez las, gdzie nogi trochę grzęzną w piachu. Wieczorem na plaży było pięknie, cicho i pusto, w dzień sporo turystów, ale i tak w miarę spokojnie, jeśli nie rozłożysz koca tuż przy wejściu, oczywiście.




Odwiedziliśmy też w międzyczasie Dębki, dużo bardziej turystyczne, bliżej morza. W naszej podróży trafiliśmy akurat na duże upały, ale nad morzem dało się je spokojnie przeżyć, a morski wiatr sprawiał, że czasem było nawet dość chłodno.

Hel. I straszny wiatr! Ale też grubiutkie foki, gofry, obszary chronione przez Naturę 2000, najdalej wysunięty punkt lądu (początek Polski) i, niestety, straszny korek przy wyjeździe z półwyspu.




Po trzech dniach odpoczynku nad morzem pojechaliśmy oglądać zamki krzyżackie. 
Najpierw Malbork. 
Zdaje się, że tu zamek jest główną atrakcją turystyczną i nic innego nie promują. Ale sam zamek jest olbrzymi, ładnie odrestaurowany i ogólnie ciekawy. Odprowadzał nas pan przewodnik, ale była też opcja wypożyczenia audio-przewodnika, więc co kto lubi. Dodatkowo na zamku organizują pokazy i zabawy dla dzieci. A dookoła zamku pełno oczywiście straganów z pamiątkami ;)

Nocowaliśmy przy ulicy Dworcowej, co okazało się być tuż na stacji, ale ani razu nie obudził nas żaden pociąg.






Grudziądz. Tu zamek niestety nie ocalał, ale miasto jest bardzo urokliwe, co starałam się w miarę oddać poprzez zdjęcia. Widok na miasto z wieży spichrza jest wg mnie przepiękny. Mieszkaliśmy w małym ładnym hotelu i niby wszędzie mieliśmy blisko, ale i tak chodzenia było bardzo dużo. 









Świecie i nieduży zamek krzyżacki, w którym weszliśmy na wieżę. W miasteczku zastaliśmy kilka perełek architektonicznych, ale niewiele atrakcji.


Chełmno. Ładne miasto, w części odrestaurowane ze środków unijnych. Miejscami aż do przesady wymuskane, zwłaszcza jeśli chodzi o obiekty sakralne. Tu zwiedziliśmy też park miniatur zamków krzyżackich.





Włocławek, czyli miasto, w którym nie ma rynku, tylko wielki plac wolności. Dotarliśmy tam wieczorem i nie zrobiliśmy ani jednego zdjęcia.

Łowicz. Miasto, w którym staraliśmy się kupić coś wartościowego z łowickim motywem, ale nie okazało się to łatwym zadaniem. Namiastkę klimatu tworzą małe akcenty łowickie rozsiane po mieście, na słupach parkometrów, czy na latarniach.



To, co uderza w takich miejscach, to rozdźwięk między stroną miasta wystawioną dla turystów, elegancko odnowioną, a stroną codziennego życia - wiele nieestetycznych, odrapanych podwórek kamienic, w których przesiaduje cały dzień jakaś część społeczności. Z drugiej strony widać, że w mniejszych miastach bardziej kwitnie drobna przedsiębiorczość - w centrum Łowicza na każdym rogu jest sklep z odzieżą (głównie używaną), poprzeplatane sklepami obuwniczymi, a także mnóstwo małych zakładów usługowych.

Ten wyjazd był dość intensywny, ale dzięki temu bardzo ciekawy. Pełen zmian otoczenia, z częstym pakowaniem rzeczy i spędzaniem kilku godzin dziennie w samochodzie. Codziennie padaliśmy ze zmęczenia, a M trochę marudził, że "ciągle tylko chodzimy", ale było naprawdę fajnie :)

I na koniec bonus. Kilka zdjęć, które nie byłyby tak udane, gdyby M nie postanowił zająć sobą centralnej części  kadru.




Komentarze