Kazimierz Dolny

Kazimierz, miasto o 3,5 tys. mieszkańców, powstałe z osady Wietrzna Góra w małopolskim przełomie Wisły, odwiedziliśmy w czasie majówki.


Urocze miasto, w którym obydwoje byliśmy kilkanaście lat temu (ja w zasadzie byłam kilka lat temu, ale jakoś tak krótko, że nic nie pamiętam). Na początek wybraliśmy się na obiad z grilla, bo przecież to taka majówkowa tradycja ;) Tam M poszedł zamówić jedzenie i nie było go prawie 30 (trzydzieści!) minut. Już myślałam, że uciekł... Ale jak, przecież mi zostawił klucz do pokoju. Swoją drogą nie był to byle jaki klucz bo ważył więcej niż cała reszta wspólnego dobytku w mojej torebce.


Wybraliśmy się oczywiście na spacer wzdłuż Wisły, słońce ładnie świeciło i delektowaliśmy się spokojem i widokami, które były urzekające.



W piątek pojechaliśmy na przejażdżkę eko-busikiem i zwiedzaliśmy atrakcje turystyczne, czyli cmentarz żydowski i wąwóz korzeniowy; widzieliśmy też najstarszą chatę, którą wynajmuje się czasem na noc poślubną; spichlerze, domy znanych architektów, lekarzy i ludzi sztuki, i usłyszeliśmy kilka historyjek o mieście i okolicy.





Co to byłby za wyjazd bez smacznego jedzenia?? Świeże soki, lody i próbowanie smaków w restauracjach wg trip-advisor'a. A przede wszystkim śniadania. Uwielbiam hotelowe śniadania z bufetem, w którym zawsze jest za dużo jedzenia i można wybrać (choć z trudem) dokładnie to, na co masz ochotę. A dodatkowo, jeśli mieszka się pod adresem Rynek 20 i z okna restauracji widać rynek - czego chcieć więcej? :)


Wspinaliśmy się też po szczytach, bo to nasza ulubiona rozrywka, i tak odwiedziliśmy Górę trzech krzyży (skąd poniższe próby wykonania idealnego zdjęcia), zamek, basztę-wieżę, a także bez sensu weszliśmy na szczyt ulicy Góry, współczując mieszkańcom porannego biegania po bułki do sklepu ("To niedaleko, widzę z okna rynek!").



Jedyny element, który utkwił mi w pamięci z poprzedniej wizyty w Kazimierzu - studnia na rynku - została ubrana w brązowy worek, ozdobiona kwiatami z przeróżnych materiałów i była miejscem wszelkich zbiórek i ogłoszeń. A z okazji 3 maja na rynku pojawiły się też samochody wojskowe i ludzie w strojach z epoki. Cały Mały Rynek został za to przejęty przez handlarzy pamiątek, bibelotów i ciuchów. Z nich wszystkich skusiliśmy się tylko na kazimierskie koguty, lubelski Cydr i pocztówki.




Przed wyjazdem, ponieważ było zimno i nie mieliśmy chęci już nigdzie daleko chodzić, odwiedziliśmy tylko starą synagogę, gdzie mieści się muzeum poświęcone Żydom, których wytępiono w Kazimierzu do 1943 roku, choć wcześniej stanowili większość mieszkańców.


Wracaliśmy do Warszawy znacznie krócej (czy zawsze droga powrotna mija szybciej?) i już nie w korku, za to w strugach deszczu, jakbyśmy jechali pod własną małą chmurą. Majówka była bardzo miła, odpoczęliśmy, teściowa poczęstowała nas po powrocie obiadem i zaplotła mi warkocz, a tu jeszcze cała niedziela przed nami :))

Mam nadzieję, że M wybaczy mi to pisanie, bo już się zniecierpliwił, że zajęłam całe łóżko, i poszedł spać na wygospodarowanym kawałku. Ale zobacz, jaki ładny wpis zrobiłam :)

Komentarze